![]() |
Start | RPG | Zasady | Varia | Forum | Czat | Linki | O stronie | Kontakt |
![]() |
Druidowie. Upadek: Ostatni przemarsz druidów. Świt. Przebudzenie ze świata pięknego snu. Z jednej strony maszerują więc nieustraszeni dzicy Galowie
wspomagani przez moc druidów, z drugiej widać Alezję, otoczoną
niezliczonymi zaporami zbudowanymi dzięki inżynieryjnemu mistrzostwu
Rzymian. To decydujące starcie tych dwóch cywilizacji. Wokół ich oblężonej twierdzy Rzymianie wykopali dwa głębokie na 5
metrów rowy, za którymi rozpościerało się pole pokryte żelaznymi
kolcami osadzonymi w ziemi. Pole to otaczał pierścień zamaskowanych
jam, wypełnionych zaostrzonymi palami. Dalej była zapora z ciernistych
gałęzi. Za nią znajdował się trzeci rów, napełniony wodą ze strumienia,
którego bieg w tym celu specjalnie zawrócono. Jeszcze dalej wznosił się
najeżony gałąziami wał wysokości 4 metrów, zwieńczony zębatą drewnianą
palisadą, zaopatrzoną w stojące co 8 metrów węże. Za palisadą czekało w
gotowości ponad sto tysięcy rzymskich żołnierzy. A jeszcze dalej � na
wypadek gdyby Galowie łudzili się, że mogą się jednak uratować, ciągnął
się następny system umocnień o obwodzie 20 kilometrów. Oblężenie Alezji (Alesia, obecnie Alise-Sainte-Reine we Francji),
traktowane jest jako dowód niezwykłego talentu Cezara i wzorowe
osiągnięcie rzymskiej sztuki wojennej. W Galii źle zrozumiano lub niedokładnie wykonano rozkazy
Wercyngetoryksa. Chciał on, żeby z całego kraju przybyli natychmiast
wszyscy zdolni do noszenia broni i uderzyli na wojska rzymskie liczące
60 czy 70 tysięcy żołnierzy. Ponawiane, coraz liczniejsze ataki miały
nękać Rzymian aż do czasu ofensywy finalnej. Rzeczywistym oblężonym
miał być Cezar, nie Wercyngetoryks. Ale Galowie zaczęli od deliberacji.
Wyznaczono ograniczone kontyngenty, a niektórzy, jak Bellowakowie,
odmówili podporządkowania się, łaskawie oferując, że wyślą dwa lub trzy
tysiące ludzi. Wreszcie z murów opiddium (ufortyfikowane miasto, w razie zagrożenia zdolne pomieścić okoliczną ludność wraz z dobytkiem -A.) ujrzano
armię Galii wyłaniającą się zza sąsiednich wzgórz i schodzącą na
równinę Laumes. Wojska zatrzymały się zaledwie tysiąc kroków (mille passuum, rzymskie tysiąc kroków, współcześnie nazywane milą rzymską, ok. 1479 metrów -A.) od
umocnień Rzymian. Na dowód, że wciąż są jeszcze w twierdzy i gotowi do
walki, żołnierze Wercyngetoryksa wyszli przed mury i zbliżyli się do
rzymskich umocnień wewnętrznych. Cóż pomyśleć musiał Wercyngetoryks o
dowództwie galijskim, gdy zobaczył, że sama tylko jazda szarżuje na
pozycje rzymskie? Bitwa trwała od południa do wieczora i skończyła się,
rzecz jasna, odwrotem atakujących. Cezar mówi, że tego wieczora
oblężeni powrócili za mury Alezji prawie całkiem pozbawieni nadziei. Znów zapanował spokój. Dwa razy odepchnięci Galowie
zainteresowali się w końcu fortyfikacjami, które mieli zdobyć. Bez
trudu znaleźli słaby punkt: obóz usytuowany u stóp wzgórza na północ od
Alezji. Ponieważ wzniesienie, ze względu na swą rozległość, nie zostało
włączone w pierścień wałów, atakujący mogliby zbliżyć się
niespostrzeżenie i wedrzeć do środka. Ale Galowie kontynuowali debaty i
najpewniej nie doszli do porozumienia. W obozie galijskim wodzów było
wielu, brakowało natomiast dowódcy. Około południa, kiedy Rzymianie odpoczywali, siły te znienacka uderzyły na obóz pod wzgórzem. Wercyngetoryks natychmiast podjął próbę przedarcia się w kierunku uderzających. Rzymianie kilkakrotnie znaleźli się w krytycznej sytuacji, to od wewnętrznej strony za sprawą Wercyngetoryksa, to od zewnątrz za sprawą Werkassiwellauna. Cezar zachował jednak swobodę ruchów, jako że zagrożony był tylko jeden punkt jego linii. Kolejne posiłki przybywały na czas - ostatnie pod dowództwem samego Prokonsula, którego purpurowy płaszcz z daleka można było rozpoznać - i za każdym razem ratowały sytuację.(**) Oddajmy głos Cezarowi: Nieprzyjaciele, dowiedziawszy się o przybyciu Cezara, a poznali
to po barwie jego okrycia, którym posługiwał się zazwyczaj podczas
bitew jako znakiem rozpoznawczym, i po dostrzeżeniu oddziałów konnicy
oraz kohort, którym kazał sobie towarzyszyć - ponieważ z wyżej
położonych stanowisk obserwowali wszystko na tych stokach i skłonach -
przystąpili do bitwy. Po obu stronach rozległ się wrzask, a w
odpowiedzi na nań podniósł się wrzask na wale i na wszystkich
umocnieniach. Nasi, odrzuciwszy włócznie, walczą na miecze. Nagle na
tyłach nieprzyjaciela ukazała się nasza konnica. Nastąpiła okrutna
rzeź. Sedullus, wódz i naczelnik plemienny Lemowików, został zabity;
Arwena Werkassywellaunus został podczas ucieczki żywcem pojmany;
Cezarowi przyniesiono siedemdziesiąt cztery znaki bojowe: tylko
nieliczni z tak ogromnej masy nieprzyjaciół zdołali cało zbiec do
obozów. Oblężeni, obserwujący z Alezji rzeź i ucieczkę swoich, stracili
nadzieję na ocalenie i ściągnęli swoje oddziały spod naszych umocnień.
Zaledwie rozeszła się wieść o klęsce, natychmiast doszło do ucieczki z
gallickich obozów. Gdyby nasi żołnierze nie byli wyczerpani z sił
nieustannym śpieszeniem na pomoc oraz całodziennym trudem bojowym,
mogliby byli zniszczyć wszystkie siły zbrojne nieprzyjaciół. Wysłana
około północy konnica dopadła nieprzyjacielską straż tylną: wielu
nieprzyjaciół zostało wziętych do niewoli, wielu zostało zabitych;
reszta rozproszyła się w ucieczce do swoich krajów.(***) Można jednak przyjąć inną teorię. W otoczeniu Wercyngetoryksa
zapewne znajdowali się druidowie. Uznali klęskę za wyrok bogów, których
należy teraz przekonać do zmiany nastawienia. Oddanie wodza jako
niewolnika mogło być swego rodzaju rytualną ofiarą. Gdy Wercyngetoryks stanął przed Cezarem, był wprawdzie wodzem
pokonanym, ale się nie poddawał - składał siebie w ofierze.
Przywdziawszy zatem insygnia swojej dawnej wielkości, okrąża podium z
prawa w lewo, by mocą magiczną spętać swego zwycięzcę. Gdy Imperium Rzymskie objęło swym zasięgiem obszar śródziemnomorski i część Europy zachodniej, dołożono wszelkich starań, by wyeliminować wszystko, co mogłoby zaszkodzić społeczno-politycznej organizacji Imperium. Bardzo dobrze widać to na przykładzie krajów celtyckich. Rzymianie wygnali druidów, najpierw do Galii, później do Brytanii. Druidzi stanowili najwyższe zagrożenie dla Rzymu, ponieważ ich nauki i filozofia niebezpiecznie zaprzeczały rzymskiej ortodoksji. Dla Rzymian Państwo było monolityczną strukturą, rozciągającą się nad terytoriami celowo podporządkowanymi hierarchicznie. Dla druidów państwo istniało za wspólnym moralnym przyzwoleniem, z całkowicie mityczną ideą centralną. U podstaw państwa rzymskiego leżała własność ziemi powierzona głowie rodziny, podczas gdy druidzi zawsze uznawali wspólną własność. Rzymianie postrzegali swe kobiety jako rodzicielki dzieci i przedmioty przyjemności, druidzi zaś włączali kobiety do życia politycznego i religijnego. Łatwo zrozumieć, jak wielkie zagrożenie dla rzymskiego porządku stwarzała wywrotowa myśl Celtów, nawet gdy nie była oficjalnie głoszona. Talent Rzymian do pozbywania się galijskich i brytyjskich elit budzi zdumienie, należy jednak pamiętać, że była to sprawa życia i śmierci dla rzymskiego społeczeństwa.(****) Podbój Galii przez Cezara to początek końca cywilizacji Celtów i ich druidów na kontynencie europejskim. Za panowania cesarza Tyberiusza (14 - 37 ne) zostali pozbawieni funkcji kapłańskich, a Klaudiusz (41 - 54 ne) całkowicie zakazał im praktyk ze względu na "nieludzkie" okrucieństwo obrzędów. Być może opierali się temu przez jakiś czas praktykując w ukryciu, ale ostatecznie cała Galia została zromanizowana. Gdy świat Celtów kontynentalnych został zdominowany przez Imperium Rzymskie i jego spadkobierców, tradycje druidyczne przechowały się w różnym stopniu wśród schrystianizowanych Celtów z Wysp Brytyjskich i Irlandii. Tam połączyły się z chrześcijaństwem i św. Kolumba (Colmcille ok. 521 do 597) w końcu rzekł Chrystus jest moim druidem. Na podstawie:
Adi Druid Cherryson |
![]() |
|